Film początkowo wydaje się być przeciągły; opowieść ma charakter nieszablonowy, zupełnie nie w stylu filmów hollywódzkich (inaczej np. rozkłada się schemat akcji). Jednak koniec końców jest naprawdę niezły; można powiedzieć, że jak na 'ordinary story' jest wręcz majestatyczny.
Przede wszystkim to subtelna opowieść i sprawach kardynalnych: o potrzebie i poszukiwaniu miłości, o uczuciach i tęsknocie, czyli o wszystkich tych rzeczach, które na ulicach zwykłego irlandzkiego miasta mogą urosnąć to rangi rzeczy najważniejszych... dla prostego grajka, któremu coś się w przeszłości sknociło.
W "Once" sporo jest muzyki, która zmyślnie okrasza poszczególne wątki, tworząc wypełnienie kolejnych scen. Mamy retrospekcje, wątpliwości co do postawy i losów dwójki głównych bohaterów, wreszcie - dobrze zrobione zakończenie (koszmar, którym poraniono niejeden film).
Ósemka, czyli raczej wyższa półka.